niedziela, 16 grudnia 2012

mySaver zamiast mSaver czyli jak wykorzystać koszty operacyjne firmy


Sezon przedświątecznej gorączki zakupowej w pełni. Wszyscy kupują rzeczy, które potrzebują bardzo, mniej lub nawet wcale ale taka jest grudniowa tradycja czy to się nam podoba czy nie. Dla handlarzy to zawsze okres wzmożonego obrotu i większych zysków, dla kupujących wręcz przeciwnie choć wcale tak być nie musi.

Kredyty świąteczne wręcz pukają do naszych drzwi, kredytodawcy upatrują bowiem w tej tradycji wielki biznes. O tym iż takie kredyty brać nie tyle nie warto, ile są wręcz mocno niewskazane chyba nie muszę pisać. W zasadzie blog adresowany jest do zaradnych ludzi, którzy kredyt jeśli biorą to tylko w celach zarobkowo-inwestorskich a nie konsumpcyjnych.

Wróćmy jednak do samych zakupów. Temat jest na tyle szeroki, że można wręcz stworzyć nowego bloga w którym znalazłyby się porady jak zarabiać na zakupach tutaj bowiem mamy praktycznie więcej możliwości inwestowania aniżeli w chwili obecnej w bankach. W końcu sprzedaż jest biznesem w najczystszej postaci.

W piątkowym artykule o dalszej optymalizacji kont podałem kilka najbardziej popularnych źródeł dochodu dopisując do wyliczanki słowa "a jest ich znacznie, znacznie więcej". W dużej mierze dotyczy to właśnie zakupów gdzie znajomość zasad marketingu, sposobów księgowania kosztów oraz technik negocjowania cen są tym, co klient może wykorzystać na swoją korzyść.

Dla wielu ludzi świąteczne zakupy to istne przekleństwo. Zdecydowana większość ludzi wychodzi z założenia, że cena towaru jaką widzimy na półce to cena do zapłaty, a tylko promocja jest prawdziwą okazją. Ludzie nie pytają nawet czy cena jest do negocjacji uważając, że takie pytanie jest niestosowne. A jeśli chce się kupić tanio to trzeba iść do biedronki gdzie rzekomo jest najtaniej.

Co bardziej zaradni wychodzą z słusznego założenia, że dobre zakupy można też zrobić na targu, gdzie takie pytania są jak najbardziej na miejscu. W końcu targować znaczy przecież negocjować cenę stąd w umyśle wielu ludzi sklep oferuje tylko cenę ostateczną lub promocję z której warto korzystać a targ jedynie cenę wywoławczą, niczym na aukcji, którą można zbić w wyniku targowania się. 

Nie tylko oni mogą Źródło: hard.net.pl

Nie do końca tak jest. Każdy handlarz nieważne czy na targu czy w sklepie zainteresowany jest przede wszystkim zyskiem. Po to w końcu handluje i nikomu nie mówi jaką ma marżę. Dla nas ważne jest na jaki zysk minimalny taki handlarz może sobie pozwolić bez względu czy będziemy kupowali towar na targu, w sklepie czy będziemy kupować samochód czy mieszkanie. Negocjowanie czyli ustalanie minimalnej akceptowalnej marży w każdym przypadku może nam przynieść wiele korzyści znacznie przekraczające zyski z lokat czy kont.

Na targu może to być kilka złotych, w sklepach kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych, jeżeli połączymy negocjowanie z płatnością kartą oferującą cashback. W przypadku kupna samochodu czy nieruchomości zysk może zaś być znacznie wyższy rzędu kilkuset czy nawet kilku tysięcy złotych.

To oczywiście tylko kilka możliwości. Nie musimy oczywiście wiedzieć o tym iż firma odnotuje to w pozycji koszty operacyjne, które dzielą się na trzy rodzaje:
  • koszt własny sprzedaży
  • koszt sprzedaży
  • koszty ogólnego zarządu
W drugiej pozycji czyli w kosztach sprzedaży występuje właśnie to o czym mowa wyżej - możliwość ponoszenia nie tylko kosztów marketingu i reklamy na które jak wiemy idą grube miliony ale przede wszystkim koszty związane bezpośrednio ze sprzedażą czyli promocje, rabaty czy właśnie negocjowanie cen.

Na tym właśnie można zarobić najwięcej. I nie mam tutaj na myśli mSavera, który oferuje jedynie 'zaokrąglanie' czyli pseudozarobek polegający na przelewaniu pustego w próżne, ale prawdziwego meSaver, który za zakupy nie tyko zwróci nam zysk gwarantowany przez cashback ale dodatkowo pozwolą nam na inwestowanie wynegocjowanych cen.

Na marginesie mSaver to oczywiście synonim zysku dla mBanku, natomiast mySaver oznacza tutaj inwestowanie na konto własne gdzie przyrostek 'my-' dotyczy pisowni angielskiej w znaczeniu 'mój'. Przypadkiem mamy tutaj zbieżność z polskim zaimkiem osobowym w pierwszej osobie liczby mnogiej. 

W następnym odcinku opowiemy o kilku wybranych sposobach, które można użyć by zaksięgować na własne konto kwot, których zdobycie na lokatach wymagałoby ogromnego nakładu kapitału. A co więcej tutaj mamy zysk z marszu za samą umiejętność prowadzenia rozmowy bez zamrażania kapitału.

Ciąg dalszy: 15% zysku i więcej na mSaver

4 komentarze:

  1. Zgadza się, cenę na półce należy traktować jako bazową, którą ktoś chce od nas za towar, następnie przejść do negocjacji.

    Praktyka pokazuje, że warunkiem uzyskania naprawdę dobrego rabatu jest gotówka.

    Jeśli jest to możliwe, warto potraktować różnicę między ceną bazową a ceną wynegocjowaną za nasz "zysk" i najlepiej całą kwotę przenieść na dobrze oprocentowane konto.

    W zależności od tego co się kupuje różnica może wynieść od kilku do kilkudziesięciu złotych.

    Jeśli uda się nam wypracować taki nawyk, bardzo szybko zorientujemy się, że bez tych pieniędzy można żyć.
    Jeszcze lepiej wygląda sprawa, gdy okaże się, że w ciągu roku udało nam się zaoszczędzić nawet kilkaset złotych.

    Tak samo należy postąpić z cashbackiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Jutro podam konkretny przykład, że wcale warunkiem uzyskania naprawdę dobrego rabatu jest gotówka. Jeśli jednak będzie wymagana zawsze można wypłacić ją z bankomatu.
      Jeśli jednak nie ma takiej potrzeby wówczas mamy rabat podwójny.
      A oszczędności wynegocjowane powinny być traktowane tak samo jak zysk z lokat czy kont. I podobnie jak tamte reinwestowane.

      Usuń
    2. Jasne. Nie upieram się, że tylko gotówka pozwala na uzyskanie dobrych rabatów.
      Wiadomo, czynników decydujących jest wiele, zależy od sytuacji.
      Powinno wybrać się to, co jest dla nas najlepsze.

      Usuń
  2. Ewaryst Lutosławski17 grudnia 2012 07:56

    Świetne narzędzie. Od tygodnio podświadomie chodzi mi po głowie jako nieuchwytny motyw. Fajnie, że autor się za to zabiera.
    To zupełnie inne spojrzenie na podejście do finansów i bardzo dobre uzupełnienie postawy 'wyjadacza wisienek'.
    Na razie ograniczałem się do dyspozycji przelewu każdego cashbacku na nieźle oprocentowane konto oszczędnościowe. Po miesiącach zrobiła się z tego apetyczna sumka, którą żeby osiągnąć 10 000 pln na nieźle oprocentowanym koncie nie wystarczyłoby tych kilka miesięcy. Traktuję to więc jako mój zysk, który nie może zostać utopiony w wirze wydatków i przychodów na koncie głównym.

    W takim razie z niecierpliwością czekam na kolejne wątki w tym temacie. Jestem przekonany, że modyfikując swoją postawę i nawyki mogę osiągnąc znacznie więcej (gdyż już po kwartale widzę monstrualną różnicę w budżecie po zmianie podstawowych przyzwyczajeń i świadomości finansowej)

    OdpowiedzUsuń