wtorek, 30 października 2012

Inwestycja w gruzy czyli jak ratować stratne decyzje


Inwestor lokujący pieniądze w ryzykowne przedsięwzięcia stoi często przed dylematem czekać na lepsze czasy czy też wyjść z inwestycji godząc się ze stratą. Pytanie niełatwe i na pewno powinno być poprzedzone symulacją polegającej na opracowaniu własnej strategii wyjścia, która będzie osiągać lepsze wyniki aniżeli sam fundusz. 

Wiosną tego roku opisywałem na blogu Polak potrafi moją inwestycję w fundusz nieruchomości I, który w 2006 roku obiecywał inwestorom 145% zysku (w rok później oferowano fundusz nieruchomości II). Fundusz ten dobiega powoli końca gdyż trwa on do stycznia 2013

Po początkowej hossie fundusz ten zaczął przynosić poważne straty. Pisałem o tym najpierw w artykule Inwestycja w nieruchomości pewniak? oraz kontynuowałem w kolejnych odcinkach. Przyznaję, że była to najbardziej nietrafiona inwestycja, którą uderzył finansowy kryzys roku 2007 spowodowany przez subprime mortgage.


Obserwowanie spadającej wartości zainwestowanego kapitału jest dość przykrym doświadczeniem. I bez wątpienia w takim przypadku najlepiej zareagować przeniesieniem środków w inne aktywa i zająć się odrabianiem strat zamiast czekać na dalsze obsunięcia kapitału czy nieudolne odrabianie strat.

Istnieje jeszcze opcja którą mocno reklamują sprzedawcy jakichkolwiek produktów - nieszczęsna gwarancja zwrotu kapitału. Mantra dla naiwnych, którzy wierzą że po kolejnym krachu finansowym odzyskają chociaż swoje zainwestowane środki.

Fundusze z określonym dniem zapadalności jak i wiele innych długoterminowych inwestycji gwarantują zwrot inwestycji nawet jeśli dany fundusz traci. Więc jeśli np na koniec fundusz zanotuje 95% straty powinien zwrócić 100% zainwestowanego kapitału. W słówku 'powinien' należy się doszukiwać oczywiście wielu ukrytych znaczeń które zależeć będą od oferenta.

Spójrzmy na notowania funduszu od początku jego trwania do momentu w ktorym powziąłem decyzję o samodzielnym odrabianiu strat. 

Kwiecień 2011 wyście z funduszu Źródło: warta.pl


W kwietniu 2011 nie wierząc w możliwość przebicia przez notowania funduszu linii oznaczonej 100,00 podjąłem ostatecznie decyzję - wycofuję ostatecznie pieniądze z deficytowego funduszu. Taka decyzja oznaczała zarazem zgodę na stratę polegającą na:
  • akceptacji kary za wyjście wynoszącej 1,4% wartości kapitału
  • akceptacji straty jaką fundusz wygenerował w trakcie trwania
Oczywiście Pani przy której zrywałem umowę pokazywała mi gorliwie 'gwarancję zwrotu kapitału' namawiając do wytrzymania do końca gdyż w przeciwnym wypadku stracę podwójnie to co fundusz + karę. Dla wielu jest to zapewne argument za pozostaniem w tonącym funduszu.

Ale symulacja komputerowa pokazała wprost, że nawet przeniesienie uszczerbionego kapitału z funduszu na najprostsze w świecie lokaty  zapewni zysk większy aniżeli zwrot gwarancji kapitału. Warto zrobić sobie taką symulację jeżeli chce się wycofać środki z deficytowej inwestycji, to jest bowiem podstawa podjęcia niełatwej decyzji.

Zakładałem przy tym, że fundusz nie będzie w stanie wygenerować dla mnie żadnego dodatkowego zysku ponad obiecywaną gwarancję kapitału. Mogło się oczywiście zdarzyć, że po zerwaniu umowy fundusz akurat wystrzeli w górę i zacznie zarabiać krocie. 

W fundusze inwestowałem jeszcze wielokrotnie w innych bankach i były to praktycznie wszystkie rodzaje funduszy dość powiedzieć, że niestety wyniki były niezadowalające. A nawet jeśli zyski były dobre na jednym, to były nieciekawe na innym o czym pisałem w artykule tutaj ale taka jest specyfika dywersyfikacji.

W następnym odcinku zaprezentuję wyniki jakie osiągnął fundusz przez ostatnie półtora roku oraz moje wyniki opierając się na strategii, którą promuję na blogu Finanse po godzinach.

Ciąg dalszy: Wyścig o lepszy zysk czyli układanie gruzów

2 komentarze:

  1. Mat.

    "Monitoring 8 tys. kont maklerskich w USA wykazał, że 21,5 proc. klientów nigdy nie decyduje się sprzedać akcji, których ceny spadły. Także dlatego, że przyniosłoby to gorycz porażki związaną z przyznaniem się do klęski. I to podwójnej: że w ogóle je kupili i że sprzedali ze stratą. Dlatego - zdaniem Kahnemana - pozbywając się przecenionych akcji, wymierzamy sobie karę. A że nie lubimy być karani, odwlekamy ją jak możemy. Nawet kosztem zwiększenia straty."

    Więcej... http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,12627620.html?as=2#ixzz2Am9lu1xZ


    Tak jakoś przypomniał mi się ten artykuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie czyli autora tego artykułu kojarzy się on z niechęcią ludzi do założenia drugiego konta. Ludzie zwykle mają jedno konto i na tym poprzestają, ale jeśli założą drugie to korci ich do trzeciego, czwartego a potem do każdego w którym widać korzyści.
      Podobnie jest w przypadku odrabiania strat. Najpierw niechętnie przyznajemy się do porażki, ale potem możemy z większą chęcią wychodzić z jednej stratnej inwestycji, drugiej i dowolnej. Zawsze najtrudniejszy jest ten pierwszy krok.
      Zobacz zresztą ile u mnie trwała decyzja o wycofaniu się! Bo podjąć taką decyzję na pewno nie jest łatwo ale cieszy gdy się uda.

      Usuń