wtorek, 29 lipca 2014

Venture capital - wprowadzenie


Po ostatnich rozważaniach dotyczących analogi zakupu obligacji do kupna samochodu przestajemy już zadawać pytanie co lepiej wybrać lokaty czy obligacje. W końcu do lokat jest blog FpG, zaś do obligacji PP3, więc każdy może sobie wybrać, który blog woli czytać.

Opisując różne obligacje, od czasu do czasu pojawia się nazwa branża Venture Capital.  Gdy widzimy firmę pożyczkową, windykacyjną czy developerkę, od razu wiadomo czy dana spółka zajmuje się udzielaniem pożyczek, ściganiem dłużników czy budownictwem. 

Co jednak oznacza tajemnicza nazwa Venture Capital, której nie tłumaczy się nawet na język polski, tylko po prostu mówi oto spółka z branży Venture Capital. Warto wiedzieć czym to się je, tym bardziej, że w tej branży można spotkać naprawdę ciekawe propozycje.


Venture capital tłumaczy się w dość enigmatyczny sposób jako inwestycje kapitałowe w spółki będące we wczesnej fazie działalności, na niepublicznym rynku kapitałowym. Brzmi mało wyjaśniająco, a co gorsza może łatwo wprowadzić w błąd.

Czytając komentarze przy prezentacji spółek, które dopiero co pojawiły się na rynku, czyli owe nieszczęsne 'we wczesnej fazie działalności', można spotkać opinie, że to bardzo ryzykowne inwestycje od których lepiej trzymać się z daleka.

Zgadza się. Nowe spółki są z pewnością bardziej ryzykowne od stabilnych firm. Rynek patrzy jeszcze nieufnie na nowych i spółka musi być naprawdę dobra, by się przebić wśród szeregu innych nowicjuszy. Za fakt bycia mało znanym taka spółka musi zapłacić inwestorom więcej.

Inwestor staje więc przed dylematem: zaufać takiej nowej spółce i spróbować zarobić dzięki niej więcej przy większym ryzyku, czy też postawić na bardziej znane a zarazem stabilne spółki, które są pewniejsze ale dają mniej zarobić.

Czytelnicy bloga w zdecydowanej większości powiedzą, że lepszy jest drugi przypadek. I trudno się z nimi nie zgodzić. Polski rynek obligacji jest jeszcze zbyt chaotyczny w ochronie praw zagrożonych obligatariuszy, by pakować się w kłopoty za cenę lepszego zysku o zaledwie kilku procent. Dodatkowe zabezpieczenie to zbyt mało, by pakować się w potencjalne kłopoty.

O tym wiemy już od dawna. Lepiej skusić się na niższy zysk u dobrze znanej spółki, liderów czy też firm będącej w czołówce w swojej branży, niż gorączkować się wysokim zyskiem malutkiej mało znanej firmy przy wielkiej nerwówce co do jej stabilności.

Czy wszytko jest tak proste? Czy świat obligacji jest tak czarno biały, gdzie wiadomo co jest ryzykowne a co nie? Życie nie jest czarno-białe, ma wiele odcieni a nie od dziś wiadomo, że najlepszym sposobem jest zasada złotego środka.

Branży Venture Capital nie należy mylić ze spółkami we wczesnej fazie działalności.  Mamy tutaj połączenie obu skrajności w jedno, mamy start-upy, ale funkcjonujące nie jako odrębne jednostki oferujące wysoki procent by być zauważone, ale start upy wyselekcjonowane na zasadzie survival of the fittest. 

Na czym polega naturalna zasada mówiąca o tym, że przeżywa najlepiej dostosowany omówimy sobie w kolejnym odcinku. 

Ciąg dalszy: Venture capital czyli inwestowanie w najlepszych z najlepszych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz