Moment w którym zaczynamy się przyglądać uważniej temu co kiedyś nam zaoferował doradca i odkrywamy, że coś jest nie tak nie należy do przyjemnych. W takim przypadku rośnie w nas złość na siebie i doradcę i czujemy, że coś musimy z tym zrobić.
Miałem tak kilka lat temu, ściślej wiosną 2011, gdy postanowiłem raz na zawsze wyjść z funduszy, które miały tak pięknie zarabiać. Zgodziłem się na opłaty karne zwane prowizjami i wszystkie moje poczynania szczegółowo opisałem na PP1 a potem na PP2.
Teraz podobne rozterki przeżywa czytelnik, który pierwsze wrażenia opisał w mailu rozpoczynając całą serię maili w których opisał mi swoje poczynania. Jak odkrył że coś jest nie tak, dziś na FpG. Co zrobił potem niżej.
Sprawa robi się ciekawsza - po pierwsze oczywiście nie mogę wypłacić 20%, dziś dostałem taką informację, że zostanie pobrana opłata 6% taka sama jak przy wypłacie 100% kapitału. Także zostałem oszukany w mailu przez doradcę (inaczej tego nazwać nie sposób).
Opłat w funduszach i strukturach uniknąć nie sposób:( |
Druga
sprawa, to wypłata zysków kwartalnych. Dzisiaj dostałem zyski za
ostatni kwartał i nijak nie wychodzi mi kwota jaka powinna. Policzyłem
sobie zysk za ostatni kwartał wg. stopy zwrotu podanej na tej stronie
i mam kwotę jakieś 3x mniejszą.
Zadzwoniłem na infolinie i Pani twierdzi, że stopa zwrotu nie mówi mi o moich zyskach. Zgłupiałem więc i spytałem jak to? Uzyskałem odpowiedź, że nie mogę sam sobie wyliczać w ten sposób zysku, a muszę użyć do tego wzoru z regulaminu. Wszystko pięknie, tylko jaka by się tam magia we wzorze nie działa, to wynik powinien być adekwatny do stopy zwrotu za dany okres, bo czymże innym jest stopa zwrotu?
Pani jednak twierdzi, że tak nie jest, że stopa zwrotu mówi o stopie zwrotu całego funduszu, a nie mojej. Czy jednak to nie powinno być tożsame? Nawet jeśli posiadam tylko ileś jednostek tego funduszu, to przecież stopa zwrotu dla nich powinna być taka sama jak dla całego funduszu.
Zgłupiałem już, albo ja czegoś nie rozumiem, albo konstrukcja tego produktu jest taka skomplikowana, że sami ich pracownicy tego nie rozumieją. Niemniej jednak doradca przedstawiając mi ofertę pokazywał stopy zwrotu z tej strony i udowadniał, że to więcej niż na lokacie, więc nawet jeśli stop zwrotu nie jest równoznaczna moim zyskom, to zostałem oszukany.
Zadzwoniłem na infolinie i Pani twierdzi, że stopa zwrotu nie mówi mi o moich zyskach. Zgłupiałem więc i spytałem jak to? Uzyskałem odpowiedź, że nie mogę sam sobie wyliczać w ten sposób zysku, a muszę użyć do tego wzoru z regulaminu. Wszystko pięknie, tylko jaka by się tam magia we wzorze nie działa, to wynik powinien być adekwatny do stopy zwrotu za dany okres, bo czymże innym jest stopa zwrotu?
Wzór z regulaminu o którym mówi Pani z infolinii |
Pani jednak twierdzi, że tak nie jest, że stopa zwrotu mówi o stopie zwrotu całego funduszu, a nie mojej. Czy jednak to nie powinno być tożsame? Nawet jeśli posiadam tylko ileś jednostek tego funduszu, to przecież stopa zwrotu dla nich powinna być taka sama jak dla całego funduszu.
Zgłupiałem już, albo ja czegoś nie rozumiem, albo konstrukcja tego produktu jest taka skomplikowana, że sami ich pracownicy tego nie rozumieją. Niemniej jednak doradca przedstawiając mi ofertę pokazywał stopy zwrotu z tej strony i udowadniał, że to więcej niż na lokacie, więc nawet jeśli stop zwrotu nie jest równoznaczna moim zyskom, to zostałem oszukany.
Gdy człowiek zaczyna się sam interesować tematem, wpada się z czasem na pewne rzeczy. Zysków funduszy faktycznie nie liczy się jak lokaty czy obligacji korporacyjnych. Tutaj faktyczny zysk jest dość mocno zagmatwany i sam obliczałem to w niezwykle długiej tabeli, którą przedstawiłem kiedyś w artykule Wyścig o lepszy zysk czyli układanie gruzów.
Owe gruzy symbolizowały oczywiście zlikwidowany fundusz nieruchomości. Kogo ciekawią szczegóły może sobie zajrzeć na pierwszą część długiego cyklu: Inwestycja w nieruchomości - pewniak? Całość przypomina jednak dokładnie opisywany fundusz OK II.
Nie dziwi mnie wcale zachowanie anonimowego czytelnika. Sam przechodziłem podobne rozterki, których ostateczny wynik był jeden: nigdy więcej funduszy i płacenia komukolwiek za ryzykowne inwestycje. Lepiej uczyć się samemu i wyciągać odpowienie wnioski.
Owe gruzy symbolizowały oczywiście zlikwidowany fundusz nieruchomości. Kogo ciekawią szczegóły może sobie zajrzeć na pierwszą część długiego cyklu: Inwestycja w nieruchomości - pewniak? Całość przypomina jednak dokładnie opisywany fundusz OK II.
Nie dziwi mnie wcale zachowanie anonimowego czytelnika. Sam przechodziłem podobne rozterki, których ostateczny wynik był jeden: nigdy więcej funduszy i płacenia komukolwiek za ryzykowne inwestycje. Lepiej uczyć się samemu i wyciągać odpowienie wnioski.
Już chyba wiem, o co chodzi z tym premiami kwartalnymi. Sama stopa zwrotu dla wartości jednostek się zgadza, bo przeliczyłem sobie i wartość jednostek faktycznie mi wzrosła, ale wypłaty nie realizują wcale mojego zysku kwartalnego. Premie kwartalne są wg. wzoru z regulaminu, który jest ilorazem odsetek od ostatniej wypłaty i aktywów funduszu, tyle że chyba całych aktywów funduszu, a nie tylko moich środków, więc jeśli mają mniej aktywów w danym czasie to wypłacają mniejsze premie. Tak ja to rozumiem, czekam na ich odpowiedź w tej kwestii. Oczywiście tutaj wielkiego problemu nie ma, bo środki zostają na koncie nawet jeśli premia jest mniejsza, więc na koniec produktu i tak je dostane, ale jest to niepotrzebnie zagmatwane.
Dokładnie tak to działa. Początkowo sami godzimy się dobrowolnie na porady doradcy, po czasie czujemy,, że coś nie gra. Interesujemy się tematem dogłębnie i odkrywamy jak to działa. I różni się to dość znacznie od tego, co myśleliśmy na początku.
Jedni dają sobie w tym momencie spokój i wracają do lokat, inni biorą sprawy w swoje ręce i stają się świadomymi inwestorami. Dobrze jednak, że przychodzi taki moment oświecenia, w którym odkrywamy, że to co mówi doradca, a jak jest naprawdę to zwykle dwa różne światy.
"Interesujemy się tematem dogłebnie i odkrywamy jak to działa."
OdpowiedzUsuńTylko lepiej nie nauczyć się za bardzo albo nie chwalić się tą wiedzą, bo jak kiedyś dojdzie do procesu sądowego to sąd może orzec, że jako osoba o "ponadprzeciętnej wiedzy ekonomicznej", powinieneś mieć rozeznanie w warunkach umowy, jaką podpisujesz jak to było w przypadku T. Sadlika i jego umowy na kredyt CHF.
Podpisując umowę kilka lat wcześniej kierowałem się głównie zaufaniem jakie jeszcze miałem do doradcy.
UsuńW momencie w którym zdałem sobie sprawę, że doradca to po prostu ładna nazwa do naciągacza na fundusze przestałem brać na poważnie to co wygadują.
Artykuł tylko potwierdza to, co sam odkryłem kilka lat temu i dobrze jest podzielić się tym w momencie, gdy banki coraz bardziej na fundusze będą naciągać co już jest aż nazbyt widoczne na przykładzie banku o którym będzie mowa jutro.
Trzeba wziąć poprawkę na to, że doradca jest pracownikiem banku, i zawsze będzie doradzał z korzyścią dla banku, a nie kogokolwiek innego.
UsuńTu jest jeszcze inna ważna kwestia. Czy wyniki, którymi chwalą się fundusze w różnych zestawieniach, uwzględniają już potrącone koszty, czy są to wyniki przed ich odjęciem?
OdpowiedzUsuńJa podzielę się swoim doświadczeniem, ponieważ w swoim portfelu posiadam różne aktywa: obligacje, fundusze inwestycyjne, ETFy, akcje. I nie mogę powiedzieć, że fundusze są złym rozwiązaniem - trzeba tylko poświęcić na to trochę czasu i zdobyć wiedzę, (ja mam np. w portfelu fundusz Open Life Sekurytyzacyjny który za 2015 rok ma stopę zwrotu 8,87 % (od tego należy odjąć 0,99% opłaty za polisę). Jeżeli ktoś oczekuje, że wpłaci pieniądze i będzie miał wysoki procent nic nie robiąc to widzę tylko jedno rozwiązanie: lokata w banku! Opisywany na tym blogu przypadek Krzysztofa pokazuje, że obligacji też trzeba cały czas pilnować.
OdpowiedzUsuńOdnośnie "doradców", których określam mianem sprzedawców produktów wciskających produkty to spotkamy ich wszędzie: w banku, u pośredników, w biurach brokerskich, maklerskich itp. Taka jest ich praca. To klient musi nauczyć się asertywności i czytania regulaminów!
W trakcie załamania giełdowego (2008-2009) "wychodziłem" w funduszy. Nie mogłem patrzeć, jak mi oszczędności topnieją o kilkaset złotych każdego dnia. Miałem wpakowane środki w 5-6 funduszy. Jak wydałem zlecenie do likwidacji, wykonałem to hurtowo, jednego dnia i o (niemalże) tej samej godzinie. Żeby nie było, że godzina była jakaś niejednoznaczna (np. poobniednia), zrobiłem to o 10-tej z rana w poniedziałek. Dalej patrzyłem jak "uwijali się" fundusze i agenci transferowi przy oddawaniu mi moich pieniędzy. Prawie we wszystkich przypadkach dzień wyceny wycofywanych środków był inny - a to z dnia decyzji, a to z (innego) dnia zamknięcia zlecenia w funduszu, a to jakieś jeszcze dziwne +3! dni. Natomiast jedna zasada zawsze się sprawdzała: umarzali mi jednostki ZAWSZE po najgorszym kursie! Śledziłem wówczas notowania codziennie. We wszystkich przypadkach (na przeciągu tygodniowych notowań) kurs dla mnie wybrano możliwie najgorszy. Nawet na pożegnanie nie potrafili się godnie zachować. Jednym słowem - dziadostwo.
OdpowiedzUsuńPoczytajcie ostatni w pis na blogu APP Fund - który zaleca Trzymać kasę pod poduszką bo rząd się zmienił a III-RP się wali - panika na całego -?
OdpowiedzUsuń