Pozostaniemy jeszcze przez chwilę przy tematyce giełdowej. Opisana w ubiegłym tygodniu strategia zarabiania na debiutach giełdowych to nie jedyny sposób na szybki zarobek na GPW. Inny sposób, nie mniej ciekawy, przedstawił inny czytelnik. Polega on na wykorzystywaniu nie tylko okazji na wzrostach czy spadkach ale dodatkowo na wypłacaniu dywidendy.
Czytelnik pisze:
Chciałbym się podzielić moją strategią. Swoje 10-20% zysku regularnie co roku wyciągam z GPW kupując akcje spółek prowadzących politykę dywidendową (tj. coroczne dzielenie się zyskiem z akcjonariuszami), a jednocześnie o solidnych podstawach fundamentalnych, które opierają się obecnemu kryzysowi i nie mają znacznych wahań kursu.
Cel ostatnio padł na PZU i PKO BP. Akcje kupuję parę miesięcy przed wypłatą dywidendy, zauważając lekki dołek cenowy. Sprzedaję po wypłacie przy pierwszych wzrostach. Z założenia by zyskać na dywidendzie + wzroście ceny ~10%. Taktyka sprawdza się już od ponad 5 lat.
Pozostały rok środki leżą na koncie oszczędnościowym tak aby były dostępne w dowolnej chwili do kolejnego zakupu akcji. Zaletą względem obligacji korporacyjnych jest ciągła dostępność środków, szansa na wyższy zysk, większa płynność akcji aniżeli obligacji na Catalyst, a wadą na pewno odrobinę większe ryzyko.
Trzeba przyznać, że sposób jest pomysłowy i co ważniejsze działa! Szczególnie że, jak pisze czytelnik, kupuje zauważając lekki dołek cenowy. Jednym z największych błędów inwestorów giełdowych nabywanie akcji metodą tłumu. Jest hossa, wszyscy kupują, wszyscy zarabiają to ja też kupię i zarobię.
I w tym momencie kupujący, bazujący na zarobku na wzrostach, jest stratny tyle, ile wyniósł wzrost. Żadna hossa nie trwa wiecznie i to co urosło zarobili kupujący w dołku, natomiast ci co wchodzą, bo 'wszyscy kupują', co najwyżej zarobią ostatnie ochłapy, po których nastąpi korekta lub spadek. W efekcie zamiast spodziewanego zarobku będzie niemiła strata.
Nasz czytelnik zauważając dołek cenowy ustawia się na dole by zgarnąć cały wzrost przyszłej hossy a nie tylko szczyt. Oczywiście wariantów po zakupie jest praktycznie nieograniczenie wiele, ale generalnie lepiej jest kupować w lekkim dołku, niż wówczas gdy rynek jest już przegrzany.
Szczerze mówiąc nie prowadzę historii obliczeń. Podsumowanie zawsze dostaję ładne na koniec roku w postaci pita, którego wysyła mi biuro maklerskie, ale postaram się w wolnej chwili zebrać i podać jakieś szczegóły. Do podejmowania decyzji korzystam głównie z wykresów na www.stooq.pl. Możesz tam znaleźć informację kiedy była dywidenda, ładnie zaznaczona na wykresie z procentem.
W obu przypadkach zarówno z PZU jak i PKO BP kupując przed dywidendą i sprzedając po nie dało się nic stracić. Na wykresie widać jaki byłby minimalny zysk jaki maksymalny. Możesz jak co wszelkie dane z niego wyciągnąć, rozważając różne warianty zysku. Decyzja jak wysoki on będzie to trochę losowy przypadek, trochę doświadczenia, najważniejsze, że w obu przypadkach zawsze wychodziło się na plus.
Źródło: stoo1.pl |
Załączam przykładowy wykres z PKO BP z oznaczonym moim zakupem. Z PZU wyszło trochę mniej bo niecałe 8%, ale myślę że sumaryczny wynik 19% rocznie jest niezły zwłaszcza iż poświęcam temu stosunkowo niewiele czasu. Poświęcając trochę więcej i kupując zamiast 2 spółek 5 można dojść i do 40% rocznie. Dobieram spółki z szczególną rozwagą i analizą a i tak nie zawsze udaje mi się najlepiej trafić. Najgorsze że dochodzą do tego nie lada emocje. Czasem rezygnuje z zakupu twierdząc że ryzyko jest zbyt dużo a potem się okazuje, że obawy były niesłuszne i można było nieźle zarobić.
Żeby nie było zbyt kolorowo dodam przykład złej decyzji w 2011 kupując Tauron pod dywidendę straciłem 7,5%. Ale to nie była wina spółki. Sierpniowe pogłębienie kryzysu i gwałtowne tąpnięcie wszystkich giełd na całym świecie.
Z pewnością jest to jednak ciekawy sposób na urozmaicenie swojego portfela inwestycyjnego. Wchodząc na giełdę warto mieć opracowany jakiś plan działania i konsekwentnie się go trzymać. Nic bowiem nie działa tak destrukcyjnie na giełdzie, jak decyzje podejmowane pod wpływem emocji. W życiu mogą one dodać kolorytu, ale na giełdzie kolor będzie jednobarwny.
dobry ten czytelnik jezeli jest w stanie ze 100% trafnoscia kupic w dolku :D
OdpowiedzUsuńNie trzeba kupować w dołku żeby zarobić. Spójrz na wykres. Można było 10 razy kupić w lepszej sytuacji i zarobić więcej- trochę się spóźnił z zakupem pko.
UsuńTeż mi się wydaje to zbyt piękne aby było prawdziwe. Może czytelnik nie podaje wszystkich danych? ;>
OdpowiedzUsuńNapisałem do niego w mailu o Waszych uwagach. Mam nadzieję, że będzie komentować szerzej swoje poczynania.
UsuńSwoją drogą na koniec maila podał także info o swojej nieudanej inwestycji w Tauron w 2011 r.
Dc-centrum, spójrz wstecz na wykresy największych dywidendowych spółek o solidnych fundamentach- nie jest ich wiele. Maksymalnie z 10-15. Poza paroma wyjątkami tendencja jest podobna jak na załączonym przykładowym wykresie. Najważniejsze to aby po zakupie przy pierwszym lepszym spadku nie panikować, nie sprzedawać. Jak spółka ma fundament odbije. Chyba, że akurat trwa załamanie na rynku to żadna się nie obroni. Z giełdą ryzyko jest zawsze większe- trzeba się tym liczyć. Bardziej ryzykowny jest już tylko forex i kontrakty terminowe.
UsuńStrategia ciekawa, sam też lubię spółki dywidendowe, ale pamiętajmy o np. TPSA i co tam się nie tak dawno stało
OdpowiedzUsuńKto zna rynek wie że sytuacja z TPSA była do przewidzenia. Poza tym kto kupował pod dywidendę parę miesięcy przed a sprzedawał zaraz po to na przecenę się nie załapał a jeszcze na tym zarobił. Zarówno w zeszłym jak i w tym roku. Spójrz na wykres. Załamanie było w zeszłym roku po wynikach z 3ciego kwartału a dywidenda w czerwcu...
OdpowiedzUsuńPomysł ciekawy, ale warto pamiętać, że w przypadku giełdy przeszłe wyniki nigdy nie dają gwarancji powtórzenia się w przyszłości - przykładowo w okresie bessy kupując w dołku po kilku miesiącach w czasie wypłaty dywidendy okaże się, że do dna dołka było jeszcze bardzo daleko...
OdpowiedzUsuń