piątek, 20 grudnia 2013

Obligatariusze jako króliki doświadczalne firmy Oshee


Jak dotąd obligacje korporacyjne spisują się nad wyraz rewelacyjnie. Cały rok poprzedni i obecny wypadł wzorowo a wszyscy emitenci wypłacili tak odsetki jak i zwrócili kasę. Nie oznacza to jednak, że należy spocząć na laurach i pakować tutaj wszystkie swoje oszczędności.

Ostatnio dostałem na maila bardzo dobry a zarazem zaskakujący artykuł jednego z czytelników bloga. Wynika z niego, że nie zawsze jest jest tak, że problemem dla obligatariusza jest niewypłacalność spółki, jak zwykło się uważać.

Problem mogą być same machinacje jaka sama spółka może robić swoim obligatariuszom. Takie cyrki skreślają już praktycznie ją z listy spółek godnych inwestowania. Zaufanie to rzecz, którą zdobywa się latami, a którą łatwo stracić w mig.

Witaj Polcan!
  Na początek przesyłam wyrazy ogromnego uznania dla pracy jaką wkładasz w swoje blogi, które śledzę już od bez mała roku. Powodzenia wszelkiego życzę i oby tak dalej. A teraz do rzeczy: ponieważ często zachwalasz obligacje korporacyjne i spora część Twoich czytelników jest nimi żywo zainteresowana, chciałem podzielić się historią, na którą trafiłem samodzielnie zgłębiając temat, a myślę, że naprawdę warto ją poddać pod rozwagę każdemu zainteresowanemu tematem obligacji, szczególnie jeśli myśli o nich jako o substytucie lokat. Zatytułowałbym ją: małe memento o psychologii giełdy i obligacjach. 

Wykręcili panowie kiepski numer Źródło: oshee.eu

  Tym, co kładzie się cieniem na zyskach z obligacji jest niepewność zwrotu wyłożonej na nie gotówki. Pół biedy, kiedy ryzyko jest znane od samego początku i kompensowane odpowiednio wysokim oprocentowaniem – historie o firmach, które miały problemy ze spłatą zobowiązań były już przytaczane na Twoim blogu. Gorszy wariant, to firma której kondycja pogorszy się w trakcie jej kredytowania, a jeszcze gorszy – gdyby ta kondycja była przedmiotem informacyjnej manipulacji


  Rzecz dotyczy obligacji firmy OSHEE, znanego chyba każdemu producenta napojów. Ponad pół roku przed wykupem swoich zobowiązań  z serii OSH1012 firma ta opublikowała raport, z którego wynikało, że stan jej finansów jest dramatyczny, co w oczywisty sposób postawiło możliwość wykupu pod znakiem zapytania. Wiadomość ta wywołała popłoch wśród inwestorów, a że obligacje były notowane na Catalyst, to rozpoczęła się intensywna wyprzedaż tych papierów – ich cena spadła do 70-60% początkowej wartości. Co wtedy zrobiło OSHEE? Najzwyczajniej w świecie skupowało swoje własne papiery po tak zaniżonych cenach. Po paru miesiącach zaś wypuściło dodatkowy raport, z którego wynikało, że na skutek pewnych operacji na posiadanym mieniu znacząco poprawiło stan swoich finansów. Ostatecznie, wykup pozostałych na rynku obligacji nastąpił w terminie i bezproblemowo. 


  Z tej historii płynie wiele morałów. Oczywiście, kto miał nerwy ze stali i dotrzymał do końca swoje papiery nie poniósł żadnych strat. Lecz, jak wyczytałem na forum stock-watch (gdzie można całą tę historię prześledzić, link poniżej), OSHEE wykupowało swoje zobowiązania średnio gdzieś po 80% początkowej ceny. Można oszacować, że 20% zysku na cenie wykupu, minus jakieś 12% zapłaconych odsetek (6.25% + wibor3M, który wyniósł maks. 5.16%) dawałoby gdzieś 8% czystego zysku... dla firmy. Oczywiście, to bardzo luźne rachunki a nie znam końcowych statystyk – może wcale na tym nie zarobili. Chodzi jednak o coś innego: umiejętne dozowanie negatywnych informacji i nawet pobieżna znajomość psychologii giełdy (o której – i słusznie – często, Polcan, wspominasz) pozwala konstruować spekulacje rodzące zyski firmy kosztem inwestorów. I to nawet na tak „spokojnym” rynku jak Catalyst. Podkreślę jeszcze raz: czy w przypadku OSHEE mogło to być zamierzone działanie - nie wiem i nie posądzam, ale warto naświetlić sam potencjalny mechanizm. Kto ma wiedzę ten ma władzę, a, niestety, drobny inwestor zawsze będzie informacyjnie na słabszej pozycji. Bo skąd ma wiedzieć, czy kiepski raport finansowy, to prawdziwy zwiastun kłopotów czy może zamierzony efekt księgowej manipulacji? Spodziewamy się przecież, że firmy chcą wypaść wiarygodnie, ale, jak widać, na złych wieściach też mogą dobrze zarobić!


Trzeba też zwrócić uwagę, że notowanie na Catalyst to kluczowy element tej konstrukcji. Ty, Polcan, zawsze prezentowałeś tę cechę jako pozytywną, wentyl bezpieczeństwa – tu jest przykład, że może się on obrócić przeciw inwestorowi, jeśli puszczą mu nerwy i da się wmanewrować w sprzedaż poniżej wartości. Wreszcie, jest jeszcze aspekt zniszczonego zaufania do firmy. Można by się spodziewać, że po takich zajściach nikt już do obligacji OSHEE się nie zbliży, tak? Gdzie tam – kolejne serie są obecne na Catalyst, a skoro do emisji doszło to i chętnych pewnie nie brakowało. I tego już chyba nie można wytłumaczyć inaczej niż niedoinformowaniem (tym razem na własne życzenie?) albo krótką zbiorową pamięcią. 


Oto link do wątku opisującego te zdarzenia. Co ciekawe, ewidentnie to nie są posty ludzi, którzy pozbywali się obligacji OSHEE ze strachu – wręcz odwrotnie, ci tutaj potraktowali to raczej jako okazję do zarobku, skupując przecenione papiery i licząc na zyskowny wykup. I wielu z nich dobrze zarobiło. To kolejny aspekt całej historii. Ostatecznie jednak, ktoś najpierw musiał pozbywać się tych papierów poniżej wartości i ta perspektywa zainteresowała mnie bardziej. 


Wszystko to jaskrawo pokazuje, że obligacje to jednak zupełnie inny poziom dylematów i wyzwań niż lokaty. Niewiele trzeba by ze swoim kapitałem wpaść w sam środek inwestycyjnej wojny nerwów. Bardzo mnie ciekawi, jak Ty skomentowałbyś tę historię? Pozdrawiam i mam nadzieję, że zaprezentujesz temat szerszej publiczności.

Major

Nie jest tajemnicą, że spółki robią wszystko by raporty wyglądały dobrze. Często też używają różnych, nie zawsze czystych sposobów by to osiągnąć. Ale żeby robić z obligatariuszy króliki doświadczalne, to chyba trochę za dużo.

3 komentarze:

  1. Im bardziej wchodzimy w ŚWIAT FINANSÓW tym więcej widzimy mrocznych stron. Nie chodzi tylko o obligacje korporacyjne.

    OdpowiedzUsuń
  2. a masz coś konkretnego na myśli?

    OdpowiedzUsuń
  3. sam skorzystałem z okazji po 60, obligacje to nie zabawa, polecam przeczytac "big short" jest tam pare kwestii na ten temat

    OdpowiedzUsuń