Na początku działalności blogerskiej, przy poszukiwaniu alternatywy do lokat jeszcze na PP1 dość często omawiałem produkty oferowane przez doradców finansowych. Szybko się okazało, że doradcy nie są od doradzania, lecz od sprzedawania produktów wątpliwej jakości.
O produktach typu Better Future, Kwartalne Zyski i wielu innych krążą już po internecie legendy. Kogo to interesuje może sobie poczytać cały cykl artykułów począwszy od Co oferują doradcy na lokacie z kuponem.
Temat doradców zamknąłem definitywnie przy założeniu nowej wersji bloga Polak Potrafi, czyli tego, który teraz czytacie. Mimo to w dalszym ciągu otrzymuję maile od osób, które nabrały się na porady doradców. Co więcej ostatnio poznaliśmy losy pechowych doradców. Stąd dziś swoiste epitafium dla tej tematyki.
Przyszły doradco przeczytaj dokladnie swoją umowę |
Ostatnio natknąłem się bowiem na artykuł, który pokazuje jaki los czeka pechowego doradcy. I przyznaję, że jestem zaskoczony tym jak banki traktują swoich pracowników, ktorym w końcu zaoferowali tę niewdzięczną rolę.
Artykuł na ten temat ukazał się jakiś czas temu na onecie. Wynika z niego, że po odejściu z pracy, nieszczęśni doradcy nawet po kilku miesiącach nagle dowiadują się o... nakazie zwrotu zarobionych prowizji.
W artykule podano dwa przykłady: Magdy, która musi oddać 1600 zł oraz Marcina, który ma oddać o tysiąc złotych więcej. W ich przypadku chodziło o sprzedaż kredytów, pożyczek oraz... o dziwo kont oszczędnościowych.
Opisy wizyt u doradców skupiały się na istotnej kwestii. Doradcy zachwalali potencjalnym klientom produkt, pokazując jego dobre strony, bez pokazywania złych. Po czym dawali do podpisania zawoalowane umowy, niezrozumiałe dla przeciętnego śmiertelnika. A przy tym sami podpisywali podobne z pracodawcą!
Ale jak czytamy w artykule: doradcy jednak mieli tki zapis w umowie:
w przypadku, kiedy klient nie spłaca rat, doradca zobowiązany jest do zwrotu wypłaconej mu prowizji.
A więc kto pod kim dołki kopie, czy raczej gdzie dwóch się bije? Banksterzy jak widać w wystawianiu do wiatru swojej klienteli doszli do perfekcji. Teraz sprytnie kojarzą ze sobą dwie strony, z których jak widać obie są na straconej pozycji.
Ciekawy jest także inny fragment:
Umowa o współpracy dotyczyła działalności gospodarczej, którą pracownicy banku – zatrudnieni również na umowę o pracę – musieli założyć. - Samozatrudnienie było niezbędne do otrzymywania prowizji za sprzedaż klientom produktów bankowych. A prowizje były wypłacane na zasadzie umowy współpracy.
Nic dziwnego, że sprawą zajął się Główny Inspektorat Pracy, który upatruje tutaj obejście ochrony praw pracowniczych. A co na to sam pracodawca? Jak czytamy:
pracownik banku jest proszony o zwrot prowizji w wyjątkowych sytuacjach i zdarza się to niezmiernie rzadko. - Ma to miejsce głównie w przypadku, kiedy w ramach wewnętrznych procedur wyjaśniających zostaje stwierdzone, że już na etapie wizyty w placówce klientowi został zaproponowany produkt nie w pełni dopasowany do jego potrzeb i możliwości finansowych.
Od razu przypomniała mi się moja pierwsza wizyta u doradcy w Open Finance i zadane mi pytanie: jakie ma Pan dochody i jaką kwotę do zainwestowania Pan posiada. Ponieważ wizyt u doradców miałem wiele, każdorazowo podawałem inną kwotę celem sprawdzenia jakie produkty zostaną mi zaproponowane i jakie strategie przekonywania przyjmie doradca. Po trzech takich wizytach wszystko już było jasne i opisywałem to w artykułach na PP1.
Nasuwa się więc pytanie skąd doradca ma wiedzieć, że klient mówi prawdę? W koncu wizyty u doradcy były robione w większości na siłę. Lokaty z lepszym oprocentowaniem były dostępne, i zresztą dalej są, jak obecnie w Aviva, tylko dla osób, które zgodzą się na pranie mózgu.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że wszytko jest zgodne z prawem i faktycznie jak się dowiadujemy odpowiedzialność finansowa za niepłacącego klienta spada na pracownika banku...
Dzięki za ciekawy wpis! To zatrważające, co potrafi znaleźć się w umowach o pracę - dlatego zawsze warto dokładnie przeczytać wszystko i w razie niejasności dopytywać osobę, która daje nam dokument do podpisania. I dotyczy to każdej umowy pod jaką mamy zamiar się podpisać.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to draństwo, by bank oczekiwał spłaty niewypłacalnych klientów przez własnych pracowników! Tym bardziej, że w ramach pracy zwykle wymaga się realizowania wyśrubowanych celów - a to związane jest z ryzykiem jakie musi podejmować pracownik, by otrzymać premię (i zadowolić przełożonych)
Dokładnie i to jest najgorsze, ze czasem sami na własne życzenie pakują sie w problemy, a potem na siłę próbują wciskać różne rzeczy innym bo musza wyrobić normę, szkoda takich ludzi ale chyba robią to na własne życzenie, wiadomo że umowy są długie i nudne ale warto czytać takie rzeczy by unikać rozczarowań :)
Usuńchyba nie umiesz czytać oni nie zwracją za klijentów zaciągniętych kredytów tylko zwracają prowizję jaką skasowali za naciągnięcie klijenta na kredyt
UsuńStrasznie jestem ciekawe, jakie "miłe" określenie ma nasz kraj w centralach naszych "instytucji zaufania społecznego" - "salon fryzjerski"? Nie, chyba to jest jednak za mało wulgarne.
OdpowiedzUsuńChamstwo gospodarcze - ryzyko prowadzenia dział. gosp. przerzucają na pracownika.
OdpowiedzUsuń